środa, 14 grudnia 2011

RumszUla, longboard i 'chopaki!'

W tym odcinku główne skrzypce grają: jedzenie (główny bohater nr 1, czyli nigdy niczym nie zagrożona rola pierwszoplanowa), sport (główny bohater negatywny, jako przeciwwaga(!)dla bohatera nr 1) oraz (tym razem po raz pierwszy 'na pudle') tzw. Chopaki!

Praca wre. W tym kraju 'wre' oznacza coś pomiędzy 'postoję' a 'poleżę'.
Także my, pracując na tzw. wysokich obrotach osiągamy 6/tydz. dni w pracy. A że chodzimy tam raz Ula raz ja? Dla współpracowników 'biały diabeł to biały diabeł' i jedyną zasadą jest, że zawsze któraś ma być. Zyskujemy za to 7 tys.peso i napiwki z każdego dnia do kieszeni (średni napiwkowy dzień to od 450 do 1000peso). Żeby w praktyce przybliżyć: Plato del dia kosztuje 100peso (jemy jedno we dwie, prawie zgodnie z zasadą Taty Krisa, że 'laska je owoc'). Także dziś kolej Uli nazywanej Rumulą aka Rumulusem aka Rumszulą (wczoraj wchłoneła x (gdzie x na pewno >6) cuba libre, którym za wczorajszą noc oddała dzisiejszy dzień). Troche biedna.

A propos jedzenia. Dziś nie, ale fakt, ostatnio kucharzę!
W naszym cabaretowskim menu ostatnio znalazła się pani papugoryba (oferta za 80peso):





Która, mimo tego, że żaden porządny, szanujący przyrodę geograf nie powinien jej jeść (papugoryby m.in. zjadają wodorosty zarastające rafy), smakuje wyśmienicie!
Ażeby zminimalizować stratę dla środowiska, postanawiamy, wzorem azjatyckim np. z Singapuru, wykorzystać również papugorybią głowę i przyrządzamy krem brokułowy na wywarze rybnym:

Oraz Uli brejo-risotto, z resztek mięsa wydobytymi z głowy (już słyszę, jak p.Monczka komentuje 'coś okropnego!'):

Wszystko byłoby git, gdyby nie, jednak drażniący większość zmysłów, ten charakterystyczny rybi smak i zapach..
To już jeden człon tytułowy wyjaśniony. Drugi, longboardowy, to nasza wycieczka 4km na północ (skąd radośnie w drodze powrotnej bierzemy stopa i lądujemy na pace: )

, gdzie znajduje się 5szkół surfingowych (w jednej pracują nasi znajomi, także i surfing nas chyba nie ominie) a obok, między górkami, surfhostelami i fancy-domkami wylano nowy asfalt i wspaniale nam się dziś i dwa dni temu jeździło ('nam' oznacza mnie zapoconą na max. w 30stopniowym upale oraz Ulę, rzecz jasna nie mniej zapoconą, stawiającą swoje pierwsze longboardowe kroki).

Stary surfer Marcus, właściciel jednej ze szkół, powiedział, że ma paru znajomych (młodych), którzy czasem się zbierają tu jeździć. I mnie/nas przedstawi. Dobrze, zobaczymy! Póki co ląduję na kolana i kask w otoczeniu Uli, krów i osła (kolejność nieprzypadkowa, Ula stoi na czele szeregu):

Co do 3 członu. Tytułowe 'chłopaki!' wywodzą się od quasi-okrzyku Uli (tak lubianego przez Mamę Bułę), pochodzącego jeszcze z Barcelony z czasów samotności, i często łączącego się z retorycznym pytaniem 'a gdzie są..?' (słowo to wymawia się przez przeciągnięcie samogłoski 'a', co w zapisie wygłąda mniej wiecej tak : CHOpaaaki). Oznacza pewien lokalny fenomen, grono męskie typowe dla otoczenia, które powinno się pojawiać i bawić wzrok każdej młodej damy. Także z przymrużeniem oka.
No więc tutaj 'chopaki' są na plaży. Mają od 19 do 29lat (przy czym tzw. wartość modalna w statystyce wynosiłaby bardziej około 19: ), i wyglądają jak z żurnala Billabonga- długie kręcone blond włosy, deska surfingowa pod pachą i uśmiech od ucha do ucha oznaczający całkowitą akceptację rzeczywistości (jako konsekwencje nie-myślenia-wcale).
Tu dodam, że pojawiająca się często wesja karaibska to: opalona skóra= naturalny odcień typu latino, a blond włosy= farba do włosów Joanna 150 (hmm..żeby! częściej woda utleniona).

A propos płci męskiej, naszymi głównymi znajomymi obecnie są właśnie 'chłopaki'. Sztuk nie więcej niż 4, tj. surfer Arturo (pół-Włoch), Molina (zwany niewiedziećczemu przez Ulę małą moliną), który przyszedł wczoraj przypichcić nam kolejne typowe dominikańskie jedzenie- mangu (ugotowane i rozgniecione zielone banany, jajecznica oraz smażony, specjalny biały ser- jadane często na śniadanie ale i na obiad):

młodszy, lecz gabarytowo nieustępujący bratu, młodszy Molina, oraz Hector, człowiek wiedzący wszystko o naturze Dominikany, pracujący w Parku Narodowym Jarabacoa, a odwiedzający nas i innych znajomych w weekendy. Poza tym jest Rose, angielka z którą pracowałam w Cabaha barze w tę sobotę, nasza sąsiadka z Francji (pulchna blondynka, która wchodzi do basenu tylko wtedy, gdy mężczyźni się odwrócą- sprytna!), sąsiad-debil Sean (który uczy na kiteboardingu oraz twierdzi, że najtańszy prezent jaki dostał to wodoodporna okładka na Ipoda za 100$), nasi dominikańscy współpracownicy Nati, Miguelina, Rafa, Mery, Linda i parę jeszcze osób. Nigdy nie mieszkałam w małym mieście i powiem szczerze, bawi mnie, że wystarczy 10dni (tyle tu jesteśmy) aby znać, chociażby na 'hola, como tu ta?' tyle osób!

Poza tym wczoraj w czasie przechadzki nad oceanem postanawiam usiąść na piasku i wreszcie przeczytać pożegnalne wpisy z Polski w Moleskinie. Dzieje się tam dużo, i może kiedyś skomentuję więcej, ale wspólnie z Ulą, łapiąc się za brzuchy ze śmiechu, stwierdzamy, że wygrywa lakoniczny wpis oddający wszystko a przy tym jakże pełny w swej prostocie:

(Pomysłowego autora prosimy o przyznanie się do popełnienia dzieła, poniżej w komentarzach lub via prywatna wiadomość. Nagrodę, najtańszy badziewny brelok wpros z Republiki Dominikańskiej, prześlemy jak najszybciej. Znając lokalną pocztę, powinien tak na Wielkanoc już być!)

Wieczorem rozmawiam z Igą i jakoś tak przyznaję się jej, że codziennie przechadzając się po plaży, czy pływając w basenie, dziękuję, że mogę tu być, że jest tak ładnie, człowieka przepełnia wolność i (szarpnę się na ukłon w stronę humanistów/poetów) może wziąć taki głęboki, radosny oddech. Kimkolwiek jesteś tam w górze czy wokół nas, piątka/dzięki za to!


PS w grze pt. 'Białe diabły w krainie rumu' przechodzimy z opcji 'beginner' na 'medium' i w kategorii 'Akceptacja młodzieży lokalnej' nie nazywane już jesteśmy 'gringo', a jedynie 'blancas' ('białe'). Level up!

9 komentarzy:

  1. No dziewczyny! Gratki!! Życie-bajka. Super, że piszecie bloga, wszystko śledzę ;D. Niech no ja tylko dorosnę...
    pozdr was bardzo, bardzo!!!:*
    Kasia N.

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam najmocniej to ,co piszecie! nie będę ukrywac ,że z utęsknieniem czekam na każdy kolejny post!!!:))) za każdym razem łezka kręci mi się w oku, gdy widze jakie Wy juz dy\uże i jak pięknie się zaadaptowałyście!:D bardzo lubię ,że Ulaaa zgłębia tajemne moce lonbordu;p
    buzi buzi
    mart_pudzianek

    OdpowiedzUsuń
  3. No kajam się za poprzedni wpis/do poprzedniego wpisu/:)))
    Kamień z serca!!!

    Podziwiam rdzonko/kolorowa rybka wyglądała niesamowicie/!!!

    Chlopaki? Uleńki proszę pilnować,bo ona się tak szybko zakochuje:)))
    Nie ma tam jakiegoś starego dziada dla mnie? z dlugimi blond wlosami-cha,cha,cha...sorry mam glupawakę...biegnę do roboty,a pies rzyga:(((((
    Poza tym ok!:)))
    MaBuła.:))

    OdpowiedzUsuń
  4. A poważnie: Agato! Tak,masz rację z tą wolnością. We wpisie jest parę zdań,ktore mnie bardzo wzruszyły....
    MaBua:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Najdroższa Mamo Buło!
    Tym razem sie nie zakochuje! Za gorąco tu! :)
    Buzi!

    OdpowiedzUsuń
  6. Buzi-sruzi:(((
    Mial yć wpis kolejny i co?????
    Ni ma!!!!

    MB>

    OdpowiedzUsuń
  7. Diabł Dominikańskie, życzę Wam wszystkiego co najlepsze w te święta i cholernie zazdraszczam tego oceanu i pogody. Jak patrzę na to co za oknem się dzieje, to nijak piątka się nie przybija temu co na górze, a jedynie jeden palec wyrywa się w stronę nieba.

    Wielkie buziaki. :*
    Marta

    PeeS
    A może by tak kolejny wpis? hę?

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystkiego Najlepszego Agatko!


    Trzeba marzyc,a się spełnia cud...

    Mama.

    OdpowiedzUsuń